#mój tekst

LIVE

“Nie ważne jakby mówili, oby mówili miło.”

~ Ostatni papieros

“Chciałabym być częścią czyjegoś planu.”

~ Ostatni papieros

Ja cierpię. Czuje ból. On bierze się z życia, jest po prostu. Niby nic a jednak boli. Niby nic a jednak przeszkadza. Czuje, że marnuję życie jednocześnie nic na to nie mogę wskórać. Funkcjonuje bez pasji, bez większego wkładu ludzi w moją egzystencje, bez wnoszenia czegokolwiek w ten świat. Chciałabym odwdzięczyć się światu za piękno którym mnie, tak samo jak i wszystkich innych, obdarza. Chciałabym stać się zależna od ludzi, potrzebować ich i być potrzebna im. Mam wrażenie że jestem pasożytem i egoistą. Nie mam talentu, nie jestem w stanie tworzyć piękna, mogę je tylko podziwiać ale czy jestem coś warta nie będąc w stanie wzbogacić życia innych? Chce być komuś przydatna, chce mieć świadomość, że ktoś cieszy się z mojego istnienia, bez tego… bez tego skazuje się na śmierć emocjonalną, bez tego równie dobrze mogłoby mnie nie być. Ta świadomość boli. Życie w nieświadomości musi być momentalnie piękne. Nieświadomość jest czym świetnym, błogosławieństwem. Niewiedza o wszelkim złu brzmi pokrzepiająco w pewnym aspekcie. 
Ja już sama się gubię w tym co czynie. Nie wiem czego chce, nie wiem do czego dążę i czy w ogóle do czegoś dążę. Czuje się jak w kołowrotku samozagłady… zabawne. Sama sobie robię krzywdę myśląc, jednocześnie nie myśląc też cierpię. Czy coś skazało mnie na wieczny ból? Jeżeli tak, niech tak będzie. Ból jest potrzebny w życiu, pozwala docenić szczęście. Bez bólu wszystko jest nic niewarte. Przyznaje że jest często uporczywy ale trzeba znaleźć w nim piękno. Piękno bólu pozwala docenić świat. Idąc tym tokiem myślenia można powiedzieć że ból w pewnym sensie tworzy piękno. Wiadome jest już od dawna że cierpienie i miłość najbardziej napędzają wenę. Te dwa uczucia są niezwykle silne, często idą ze sobą w parze; złamane serce, bolesna miłość itp. Każdy w życiu potrzebuje miłości ale nie do każdego owe uczucie chce przyjść. “Miłość to wojna”- okrutne określenie, niestety można podciągnąć je pod ogrom sytuacji. Ja nie rozumiem tej emocji, jest dla mnie czymś zagadkowym, może przez to tak cenie ją? Tajemniczość która za nią kroczy jest aż obrzydliwie kusząca. Myślę że nie ważne czy ktoś jest zakochany czy nie i tak nigdy nie zrozumie czym jest to co zwą miłością, to ma swój urok. Wszystko  ma swój urok, czasem tylko bardziej mroczny. Mrok jest piękny, niebezpieczny a jednocześnie tak spokojny, prawie jak miłość. 

Kocham tyle rzeczy, ludzi, miejsc, uczuć… Kocham sztukę, piękno które nas otacza. Kocham te wielkie miasta które w swoim pośpiechu gubią się co dnia, te tysiące świateł za którymi stoi ludzkość, ten zapach kawy który czuć co ranka i widok pędzących osób, które nie widzą mnie, idą tam gdzie co dzień się udają, by pogrążyć się we własnym świecie. Kocham naturę, ten cud który jest wolnością, bezkresem i potęgą. Góry, lasy, łąki, morza nieskalane ludzką ręką odbierają mi dech w piersi. Kocham zwierzęta i ich pierwotność. Nie znają dobra i zła, wszystko jest dla nich czymś naturalnym, są po prostu, bez zadumy żyją by żyć, by być na świecie. Ich majestat jest nie do opisania, działają tak by dawać z siebie jak najwięcej światu, robią wszystko co tylko potrafią by przeżyć jak najlepiej. Kocham też ludzi, choć to niepewne uczucie i często chwiejne. Kocham ich za różnorodność, za błędy które popełniają, za poczucie które ich męczy by nie zmarnować tego co już mają, za te lekkie uśmiechy, za ich pasje, które zapalają w ich oczach iskierkę szczęścia, za własne zdanie, choć często mylne aczkolwiek to ważne by je posiadać, za to co robią i za to z czego muszą zrezygnować, za ich bezradność i za beztroskę, za każdą przegraną i za każde zwycięstwo, za każde choć minimalne staranie które włożyli by robić to co według nich jest słuszne, za zrozumienie i za odwagę, głupotę, nieład i porządek. Kocham ich za dobro i zło, oraz za granicę pomiędzy nimi. Kocham cierpienie za to że pomaga docenić szczęście. Ból, rozpacz, bezsilność, nienawiść, zagubienie, pustka, to wszystko kocham. Nadzieje za to, że ratuje serca. Miłość za to, że wszystko wydaje się dzięki niej lepsze. Kocha wszystko co ludzkie i co ludzko nieludzkie. Wszystkie negatywy i żale, wszystkie pozytywy i radości. 
Kocham tyle ludzi za niezwykłe rzeczy które tworzą, za muzykę, rysunki, zdjęcia, książki. Ale gdy pogrążam się w tej miłości do świata nachodzi mnie jedno pytanie- “a kto kocha mnie?”- i nie oczekuje miłości rodzicielskiej bo ona w tym aspekcie znaczenia nie ma. Rodzina darzy cie miłością za to że jesteś a nie za to kim jesteś. Czy świat kocha moje poczynania, czy kiedyś ktoś na liście rzeczy i osób, które kocha poda mnie lub coś mojego? Czy ja jestem coś warta? Bo przecież ważne jest kochać i być kochanym. Czy powinnam czuć się pusto bez drugiej części tej mądrości? Ile ja jestem warta nie będą kochana przez nikogo za bycie sobą

loading