#mój świat

LIVE

Niezmiernie zabawnym faktem dla mnie jest to, że smutek zazwyczaj bierze sie z miłości. Ja biorę te uczucie z świata, z każdej sekundy, każdego oddechu, każdej myśli i każdego widoku. To po prostu część mnie. Nie znam miłości, głębszej przyjaźni- szczerze nie jestem pewna czy w ogóle ją znam. Żyje bez tej wiedzy a podobno z niej bierze sie ból, więc czy mój smutek jest inny? Czy jest czymś uzasadniony? Obserwuję świat i z wyciągniętych wniosków czerpie smutek. To źle. Ale dzieki temu odczuwam też zachwyt, piękno, podziw… smutek jest moją siłą, moimi oczami na piękno cierpienia. Ciesze sie z tego a jednocześnie nie jestem pewna czy życie bez takiego wszechobecnego piękna i bez bólu nie byłoby lepszą opcją. Nie mogę złapać równowagi.

Ja cierpię. Czuje ból. On bierze się z życia, jest po prostu. Niby nic a jednak boli. Niby nic a jednak przeszkadza. Czuje, że marnuję życie jednocześnie nic na to nie mogę wskórać. Funkcjonuje bez pasji, bez większego wkładu ludzi w moją egzystencje, bez wnoszenia czegokolwiek w ten świat. Chciałabym odwdzięczyć się światu za piękno którym mnie, tak samo jak i wszystkich innych, obdarza. Chciałabym stać się zależna od ludzi, potrzebować ich i być potrzebna im. Mam wrażenie że jestem pasożytem i egoistą. Nie mam talentu, nie jestem w stanie tworzyć piękna, mogę je tylko podziwiać ale czy jestem coś warta nie będąc w stanie wzbogacić życia innych? Chce być komuś przydatna, chce mieć świadomość, że ktoś cieszy się z mojego istnienia, bez tego… bez tego skazuje się na śmierć emocjonalną, bez tego równie dobrze mogłoby mnie nie być. Ta świadomość boli. Życie w nieświadomości musi być momentalnie piękne. Nieświadomość jest czym świetnym, błogosławieństwem. Niewiedza o wszelkim złu brzmi pokrzepiająco w pewnym aspekcie. 
Ja już sama się gubię w tym co czynie. Nie wiem czego chce, nie wiem do czego dążę i czy w ogóle do czegoś dążę. Czuje się jak w kołowrotku samozagłady… zabawne. Sama sobie robię krzywdę myśląc, jednocześnie nie myśląc też cierpię. Czy coś skazało mnie na wieczny ból? Jeżeli tak, niech tak będzie. Ból jest potrzebny w życiu, pozwala docenić szczęście. Bez bólu wszystko jest nic niewarte. Przyznaje że jest często uporczywy ale trzeba znaleźć w nim piękno. Piękno bólu pozwala docenić świat. Idąc tym tokiem myślenia można powiedzieć że ból w pewnym sensie tworzy piękno. Wiadome jest już od dawna że cierpienie i miłość najbardziej napędzają wenę. Te dwa uczucia są niezwykle silne, często idą ze sobą w parze; złamane serce, bolesna miłość itp. Każdy w życiu potrzebuje miłości ale nie do każdego owe uczucie chce przyjść. “Miłość to wojna”- okrutne określenie, niestety można podciągnąć je pod ogrom sytuacji. Ja nie rozumiem tej emocji, jest dla mnie czymś zagadkowym, może przez to tak cenie ją? Tajemniczość która za nią kroczy jest aż obrzydliwie kusząca. Myślę że nie ważne czy ktoś jest zakochany czy nie i tak nigdy nie zrozumie czym jest to co zwą miłością, to ma swój urok. Wszystko  ma swój urok, czasem tylko bardziej mroczny. Mrok jest piękny, niebezpieczny a jednocześnie tak spokojny, prawie jak miłość. 

loading