#poez-ja

LIVE

Marcin Świetlicki

Krzysztof Jaworski

Charles Simic

(tłumaczenie - Konrad Hetel)

Stanisław Barańczak, Śnieg IV - 31 stycznia 1980


Należy go oglądać z autobusu “Jelcz”

starego typu, w którym okna całkiem czyste

nie są nigdy, z zasady; i należy mieć

miejsce siedzące z dermy pociętej żyletką

przez chuligana, z nudów; i należy lekko

mrużyć oczy, by twarze stłoczone, bezkrwiste

(mgliście znane, z widzenia) pokrywały wszystek

szarawy obszar szyby jak lustrzana śniedź;


i trzeba jechać w tłoku; i trzeba daleko,

na drugi koniec mózgu, ten, który ma przystęp

bezwiedny i swobodny do świata, danego

tę biel przeszywającą, ten zbyt czysty śnieg.

raz na zawsze, i z łaski; i przy sobie mieć

w tym autobusie to, co najbardziej dolega,

ludzką woń, asymetrię, odroczoną śmierć

(wsuwany - z góry, z wolna - do kieszonek serc

paszport z trwałą ważnością, ale w czasie przyszłym)

także kaszel, gderanie, łokieć, nikły śmiech -


dopiero wtedy można znieść ten ból puszysty,

tę biel przeszywającą, ten zbyt czysty śnieg.

Gnocchi. Zmywanie na pozór jak zwykle. Laurze
szkoda lodów. Juan przemyka się jak cień.
Skały szczotkują Lipicę. Upadamy z głową Ludwiga.
Suchy ląd, Sarah. Obudziłem się w podkoszulku. Podnosili
mnie bloczkiem, w jedwabiu. Kołyszesz się, kiedy walisz
w ściany przepaści? Jak wpływa to na linie papilarne
twoich kości? Błony namaścili. Gromadzili,
wiązali, uprawiali. Chiama mi. Wyjadę
konno na łowy na lisa, spod skóry. Tutaj się
podpisał Browning. Podoba mi się Procacci. Ścieżka, ścieżka, Bello
Sguardo. Ho mangiato il farro. Mi ha piaciuto
molto.
Tobie, z ruchliwych świeżych nieżytów, znów
świeci słońce na ogród. Dziurkę od guzika złożyliśmy.
Daliśmy, daliśmy, daliśmy, daliśmy, nie tam, daliśmy, daliśmy, daliśmy, daliśmy.

tł. Miłosz Biedrzycki, Rafał Wawrzyńczyk

Coraz częściej ludzie, których nie cierpię,
wyglądają bardzo dobrze niestety.

I ten ich instynkt, żeby nie przybliżać
zapalniczki do oczu.

Też nad głowami moich wrogów
otwiera się sklepienie

i jakieś gwiazdy
wydają im się bardziej przychylne,

kiedy tak leżą, mając pod plecami
twardą, płaską powierzchnię,

położywszy głowy na swoim mieniu,
gdzie ich nie dosięgnie moja kulka,

i myśląc dla odmiany o kulce
w mojej głowie. Obracają się na bok

i widzą czystą po horyzont przestrzeń,
żadnego człowieka. Ale ja jestem.

Gdzie jesteśmy? W ironiach
których nikt nie chwyci, krótkotrwałych
i nieakcentowanych, w trywialnych pointach
które kwintują metafizykę niedorzecznym
detalem, w piątku, co wypada
na piątego listopada, w mnemotechnice dni.
Można dać przykład i można to przyjąć
na wiarę, kocią łapę na gardle.

I lubi się jeszcze pewne słowa i te, za przeproszeniem,
składnie, które udają, że coś je ze sobą łączy.
W tych międzysensach zawiera się cały człowiek,
włazi tam, gdzie widzi trochę miejsca.

Na swoje dwudzieste urodziny

Internet dojrzał i zrywać go garściami
aż dłonie od soku (wczoraj cztery zamachy bombowe

w mieście w którym nie byłem) Ekran aż brudzi palce
od światła: oglądam zamachy w mieście w którym nie byłem

(w snach bywam pustym pokojem mam tysiąc otwartych drzwi
tysiąc malutkich lampek zupełnie jak serwer) aż palce

drętwieją od światła (a światło wpierdalałem rękami)
Polepszyłoby sprawę gdybym wdał się w obrazy

w opisy? Żeby zdradzić oko: słońcem kwietniem
siedziałem raz w parku oglądałem śmierć pszczoły

(a pytanie jest dla tych którzy chcieli detalu
i nie wzięli go za nic) Za rękę czy za nic

chodziłem nad ranem czy nocą w miejsca niepewne jak oko
w snach bywałem kamerą (co też zdradza oko) Widziałem najlepsze umysły

swojego pokolenia w hipsterskich kawiarniach (wyszedłem
bo zewnątrz było większe) Czasami pod Most Północny

gdzie zamarzł znajomy bezdomny i ocalić go w wierszu
było prostym odruchem (płat czołowy podwzgórze:

tam też mieszkałem) Lub dalej: znam od cholery mieszkań
wszystkie puste w środku a neon Marks&Spencer

myśli po łacinie albo w Unikodzie
(wraca się pustym tramwajem po drodze się uczy zasypiać:

w snach czasem bywam człowiekiem śni że jest pustym pokojem
ma czterdzieści tysięcy pustych miejsc po drzwiach)

Wracając: istniały miejsca i światło jadłem rękami
(potem skończyły się ręce nie jadłem) teraz oglądam zamachy

a myślę o miejscu: że kiedyś naprawdę kwietniem śmierć pszczoły
(: widzę i debuguję bo tęsknię po tobie)

wiedziałem że jest w tym prawo i nie wiedziałem jakie
(wiedziałem że jest w tym prawo i nie wiedziałem jakie)

1.

Tu, w ziemi, jest korzeń, którego nie można
usunąć. Tędy się wraca do życia, które minęło.
Z dzieciństwa mam tylko poszarpane dni
i bliznę na udzie.

2.

Dwa lata temu w Belgii zginął Marek
i czasem śni mi się żywy jako mój szef
z pracy. Przed wyjazdem tam przyszedł
do mnie, próbował grać na rozstrojonej
gitarze. Piliśmy zieloną herbatę.
Na pożegnanie.

3.

Schroniłem się – tak zostanie na długo.
Jeszcze ma twarz moja matka i ojciec mój.
Te twarze się później rozmyją jak kolegom
z podstawówki. Będę widywał je we śnie
jako obce.

Przeprowadziłem się pod wiadukt,
na 29 listopada 3a/32, parter.
Pracuję na trzy zmiany w systemie
czterobrygadowym. Zarabiam

tysiąc dwieście pięćdziesiąt złotych
netto. Posiadam: telefon komórkowy
firmy Nokia (dwa zaległe rachunki),
wieżę hi-fi marki Sony, telewizor

prawie jak samochód - Daewoo.
Z mojej lodówki wylał się freon
i nie chłodzi. W łazience nad wanną
wisi stary piecyk gazowy.

Poza tym nikt o mnie nie pyta.
Mam małe lusterko.

ta cała pana autodestrukcja
te wszystkie nałogi
i to całe postępowanie wbrew sobie
że pan robi czego nie chce robić
i nie robi tego co chce
to jak pan myśli
czego to może być wyrazem

że chciałbym umrzeć

każdy chciałby umrzeć
dlatego wszyscy umierają

czyli tak
życie seksualne ma pan nieudane
życie zawodowe ma pan nieudane
i życie towarzyskie też
ma pan nieudane
czy jest jeszcze jakieś życie
które może się panu nie udać

życie po śmierci

Co koty pamiętają z dni?

Pamiętają, jak wraca się z zimna,
i miejsce najcieplejsze, i gdzie dostają jeść.
I gdzie zadano im ból, pamiętają wrogów,
nerwowość ptaków, ciepłe opary ziemi,
użyteczność kurzu.
Pamiętają skrzypienie łóżka, krok właściciela,
smak ryby, cudowną śmietanę.
Koty pamiętają z dni to, co ważne.
Wspomnieniom bez wartości pozwalają odejść
i zapadają w sen mocniejszy niż my,
którym pęka serce, bo pamiętamy
tyle rzeczy nieważnych.

przeł. Piotr Sommer

loading