#singielka

LIVE

W życiu czasami chodzi o to, żeby postawić wszystko na jedną kartę. I widzisz, nie chodzi o to, że nie postawiłeś na mnie, sama nigdy bym siebie nie wybrała, ale miałam nadzieję na to, że chociaż raz jestem dla kogoś kimś więcej…


Ale nie byłam.

Myślę o niej. Cały czas, w każdej minucie. Myślę o niej, chociaż myśleć nie chcę. Myślę o niej, bo nie potrafię zapomnieć, a nie potrafię zapomnieć, dlatego że myślę. Ona już nie wróci, a może wróci? Nie wróci. To było, tego nie ma. Nie potrafię sobie poradzić z tym, że była. Był z nią, kochał ją. Ale nie jest, jest ze mną. Myślę o niej, mimo że nie chcę o niej myśleć. Ale byliśmy razem, a on dalej wybierał ją.


Będąc plastrem na Twoją duszę, stałam się swoim największym katem.

Chciałabym, żeby kiedyś spojrzał na mnie i pomyślał, że będąc ze mną wygrał coś więcej niż życie.

Wiecie co jest najbardziej na fair? Potrzeba długich miesięcy, żeby nauczyć się jak być szczęśliwym samemu, jak żyć samemu i jak walczyć o samego siebie. A później pojawia się ta jedna osoba, która sprawia, że raptem to wszystko znika. Stajesz się od niej zależny, od jej zachowania, czy nawet humoru. A później? Później po prostu Cię zostawia. A Ty czujesz się kompletnie zagubiony. I walka rozpoczyna się od nowa.

Skąd wiedziałam, że go kocham? Całe swoje życie zadowalałam się byle czym. Ktoś był po to, żebym mogła odezwać się wtedy, kiedy nie chcę być sama. Zjadałam brzydsze jabłko, bo wiedziałam, że ktoś inny zasługuje na te ładniejsze. Zgadzałam się na wykonywanie większej ilości pracy, żeby inni mogli w tym czasie odpoczywać. Nie chciałam tego, ale wiedziałam, że tak trzeba. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek coś czuła. Kiedy inni płakali, ja zachowywałam stoicki spokój. Ktoś się śmiał, a ja z obojętnością przyglądałam się temu wszystkiemu z oddali. Chciałam czuć smutek, szczęście, złość, odbijać się między ścianami zbudowanymi z emocji, a jedyne, co dostawałam od swojego umysłu to pustka i uczucie zobojętnienia. I nagle pojawił się on. I to wszystko, co przez lata było dla mnie normalne raptem się rozleciało i zaczęło przybierać nowe kształty oraz kolory. Byłam szczęśliwa, smutna, zła, zalewał mnie żal, strach przed utratą i uczucie, że nigdy nie byłam tak bardzo radosna jak przy nim. Emocje, których przez wiele lat nie znałam. Nie czułam nic, a raptem poczułam wszystko. Nauczył mnie tego, że nie muszę zgadzać się na byle co, które dostaję od życia, bo przecież mogę i przede wszystkim zasługuje na więcej. I on mi to więcej podarował. Zupełnie tak, jakbym przez całe życie jadła gorzką czekoladę, chociaż jej przecież nienawidzę, ale tylko ją mam pod ręką i raptem ktoś dałby mi kosteczkę czekolady mlecznej. Przyjemne uczucie, prawda? Zapewne nigdy się o tym nie dowie, ale podarował mi coś więcej niż miłość, przywrócił mnie do życia.

W ciągu całego mojego życia podjęłam wiele fatalnych decyzji. O niektórych nawet nie chcę pamiętać. Miałam wpływ na wiele sytuacji, ludzi, na ich uczucia względem mnie i innych. Byłam zraniona. Cierpiałam, płakałam, moje wnętrze rozrywał głuchy krzyk, który choć chciał ukazać się światu, jedyne co robił, to ranił moje serce. Z czasem zapomniałam jak to jest czuć. Ktoś się cieszył, ktoś inny płakał, a ja stałam wokół tego całego hałasu i obojętnym wzrokiem analizowałam każdą sytuację. Doszłam do takiego momentu, kiedy wymuszanie śmiechu, a nawet łez, w sytuacji do tego odpowiednich nie sprawiało mi żadnego problemu. Przez to zapomniałam, że inni mają uczucia. Bo skoro ja nie czuję nic, to jak oni mogą czuć cokolwiek? Zraniłam wiele osób, wypowiedziałam słowa, których nigdy w życiu bym nie powtórzyła, nie powiedziałam tych, które powinny ujrzeć światło dzienne i odmienić czyjś los. Zaczynałam coś tylko po to, żeby po chwili to zakończyć. Nie jestem z tego dumna. I wiem, że nigdy już nie powtórzę tego błędu. Nie zranię nikogo, tylko dlatego, że sama od wielu lat jestem zraniona.

Jest mi po prostu przykro. Byliśmy dzisiaj na kawie, dobrze nam się rozmawiało. Po tak długim czasie przypomniałam sobie jak to jest mieć na sobie Twój wzrok. Jednak - co było najsmutniejsze - nie patrzyłeś na mnie tak jak kiedyś, teraz było inaczej, zupełnie tak, jakby moje oczy nie robiły na Tobie już żadnego wrażenia, jakby te wszystkie rozmowy były zwykłymi, a uśmiech był z rodzaju tych powszechnych. Serce mi biło jak oszalałe, kiedy poczułam Twoją dłoń na swojej. Minęło kilka godzin, a ja dalej mam w głowie Twój wzrok. Najgorszym z tego wszystkiego nie jest to, że już się pewnie nie zobaczymy, ale to, że zostałam z tymi emocjami, których jest za dużo, a Ty znów wróciłeś do niej.

Widziałam gdzieś takie pytanie, krążące zapewne od kilku lat po internecie, a mianowicie “Ile kroków w tył zrobiłaś dla niego?”. Próbowałam policzyć te wszystkie momenty i wyszło mi dokładnie 0. Kiedy byłam z nim, oboje szliśmy do przodu, motywował mnie, wspierał, pomagał działać w kierunku rozwoju. Przez pierwsze kilka miesięcy kiedy odszedł stałam w miejscu. Tak właściwie, nawet nie pamiętam dobrze tego okresu. Czy to był krok w tył? W tym czasie przemyślałam wszystko, co między nami było, przypomniały mi się najlepsze, jak i najgorsze momenty i wtedy zapragnęłam żyć tak, jak żyłam z nim. Krok do przodu. Więc działałam, motywowałam się sama, uczyłam się nowych rzeczy i robiłam wszystko to, co mogłoby mu się spodobać, jednocześnie nie zapominając o własnych potrzebach. Tylko, że tym razem sama, bez niego. I chociaż wiedziałam, że nie zobaczy efektów mojej pracy, starałam się żyć tak, jakby dalej był obecny w moim życiu. Był moim krokiem naprzód. Nauczył mnie chodzić po tym świecie, żebym ja sama mogła nauczyć się biegać. I za to będę mu wdzięczna do końca życia.

Boję się tego, że któregoś dnia odejdziesz, a ja nie zdążę powiedzieć Ci o tych wszystkich dniach, kiedy na Ciebie czekałam. Odpowiedzieć o historiach, o których powinieneś usłyszeć. Boję się, że nie zdążę Ci powiedzieć, jak bardzo Cię kocham.

Zawsze, gdy ktoś jest bliski odkrycia Twojej osoby - uciekasz. Po prostu odwracasz się i idziesz, a później wracasz, gdy jesteś pewna, że już Cię nie pozna. Dlaczego?

Tęsknię za miłością, jakiej nigdy nie miałam.

Wiesz, ja dla niego byłam gotowa poświęcić wszystko. Zmienić to, co dotychczas było dla mnie normą i przyzwyczajeniem. Nigdy nie widziałam siebie w przyszłości, odgrywającej roli żony czy matki, chociaż dzieci prawdziwie uwielbiałam i mogłam spędzać z nimi każdy swój wolny czas. Po prostu się nie nadawałam do tego, żeby móc oddać komuś całe swoje życie. Do czasu aż poznałam jego. Już pierwsze spotkanie wywróciło cały mój świat do góry nogami. W kilka miesięcy byłam w stanie wyjść za niego za mąż, urodzić mu dwójkę uroczych maluchów i zamieszkać w drewnianym domku w górach, w którym mogłabym spędzić z nim starość, której tak bardzo kiedyś się bałam. Obraz nas siedzących na ganku w bujanych fotelach, trzymających się za ręce odganiał wszelkie poczucie strachu. Kochałam go. Czasem jedynym strachem, który przykrywa wszystko inne jest brak odpowiedniej osoby, z którą życie staje się łatwiejsze.

loading