#związek

LIVE

czy to wokół jest tak zimno, czy to we mnie coś zgasło?

Bonson

Łatwo powiedzieć “kocham”. Ale trudno jest być z kimś blisko. Trudno powiedzieć “tak, to Ciebie chcę każdego kolejnego dnia”. Trudno znosić kłótnie. Trudno poświęcać swój czas. Trudno otwierać się przed drugą osobą. Trudno złapać za rękę i powiedzieć “chodź, razem damy radę”. Bo to właśnie o to chodzi. O to RAZEM. Musisz być z drugą osobą blisko. Razem. Musisz wiedzieć, ze nie zaśniesz, dopóki nie będziesz miał pewności, że ona wróciła do domu; ze jest bezpieczna. Musisz umieć coś poświęcić. Czasem niewiele, a czasem sporo. To trudne. Trudno rezygnować z czegoś z dnia na dzień. Ale jeśli trafisz na właściwą osobę, będziesz wiedział. Że warto zrezygnować ze wszystkiego. Warto być razem. Bo w życiu pojawia się taki moment, kiedy przestają Cię bawić męskie wyjścia na piwo i zakupy z przyjaciółkami. Chcesz spokoju. Chcesz odpocząć. Trudno znaleźć kogoś, z kim będziesz mógł odpocząć. Nie mówić nic. Złapać za rękę. Zamknąć oczy. I pomyśleć “mam wszystko”.

Ostatnio zapytałeś mnie, dlaczego Cię kocham. Myślałam nad odpowiedzią do tego pytania całą noc i wyszło na to, że kocham Cię za wszystko. Kocham Cię za to, w jaki sposób do mnie mówisz, jak tłumaczysz mi wszystko, czego nie rozumiem, co źle zrobiłam i kocham to, kiedy mówisz “jesteś moja.” Kocham to, jak się na mnie patrzysz, myśląc, że tego nie widzę. Kocham to, kiedy odmawiasz swoim kumplom spotkania przy piwie, tylko i wyłącznie dlatego, że napisałam, że tęsknię. Kocham Cię za wszystkie pocałunki, którymi mnie obdarowujesz, kiedy jesteśmy sami, ale też te delikatne całuski w policzek, czoło czy nosek, w gronie Twoich znajomych, żeby każdy widział, że “jestem twoja”. Kocham Cię za to, jak mówisz, żebym zapięła pasy, kiedy jedziemy samochodem, nawet jeśli jesteś na mnie cholernie zły. Kocham to, jak specjalnie rano wstajesz wcześniej, tylko po to, żeby powiedzieć mi “dzień dobry”. Kocham Cię za to, jak starasz się o mnie. Że traktujesz mnie tak, jakbyś dopiero się zakochał. Jakby każdy dzień spędzony razem był tym ostatnim. Kocham to, kiedy odwozisz mnie do domu i mocno do siebie przytulasz na pożegnanie. Kocham to, kiedy przyjeżdżasz do mnie z bukietem czerwonych róż, z karteczką w nich, na której pisze “dla kobiety mojego życia”. Kocham Cię za to, jak siedzisz ze mną, do 3 nad ranem, bo tęsknię a sam masz do pracy na 6. Kocham Cię za to, jak opowiadasz każdemu swojemu przyjacielowi o tym, jak cudowną kobietę masz przy sobie, jak bronisz mnie, kiedy ktoś powie na mnie złe słowo. Kocham Cię za te 110 kilometrów, które pokonujesz dla mojego uśmiechu w każdy poniedziałek, środę, czwartek i weekend. Kocham Cię, bo jesteś.

i–want–to–be–your–drug:

Dobrze jest mieć kogoś, kto zna cię od najgorszej strony, a mimo wszystko chce być obok. Można być wtedy przy nim swobodnie i beztrosko pojebanym.

26 03 21

“Mówisz żadna spoko, nie ma drugiej takiej… Nie możesz chcieć czegoś, o czego istnieniu nie wiesz”

Jan Rapowanie - Układanka

W życiu czasami chodzi o to, żeby postawić wszystko na jedną kartę. I widzisz, nie chodzi o to, że nie postawiłeś na mnie, sama nigdy bym siebie nie wybrała, ale miałam nadzieję na to, że chociaż raz jestem dla kogoś kimś więcej…


Ale nie byłam.

Chciałabym, żeby kiedyś spojrzał na mnie i pomyślał, że będąc ze mną wygrał coś więcej niż życie.

Wiecie co jest najbardziej na fair? Potrzeba długich miesięcy, żeby nauczyć się jak być szczęśliwym samemu, jak żyć samemu i jak walczyć o samego siebie. A później pojawia się ta jedna osoba, która sprawia, że raptem to wszystko znika. Stajesz się od niej zależny, od jej zachowania, czy nawet humoru. A później? Później po prostu Cię zostawia. A Ty czujesz się kompletnie zagubiony. I walka rozpoczyna się od nowa.

Skąd wiedziałam, że go kocham? Całe swoje życie zadowalałam się byle czym. Ktoś był po to, żebym mogła odezwać się wtedy, kiedy nie chcę być sama. Zjadałam brzydsze jabłko, bo wiedziałam, że ktoś inny zasługuje na te ładniejsze. Zgadzałam się na wykonywanie większej ilości pracy, żeby inni mogli w tym czasie odpoczywać. Nie chciałam tego, ale wiedziałam, że tak trzeba. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek coś czuła. Kiedy inni płakali, ja zachowywałam stoicki spokój. Ktoś się śmiał, a ja z obojętnością przyglądałam się temu wszystkiemu z oddali. Chciałam czuć smutek, szczęście, złość, odbijać się między ścianami zbudowanymi z emocji, a jedyne, co dostawałam od swojego umysłu to pustka i uczucie zobojętnienia. I nagle pojawił się on. I to wszystko, co przez lata było dla mnie normalne raptem się rozleciało i zaczęło przybierać nowe kształty oraz kolory. Byłam szczęśliwa, smutna, zła, zalewał mnie żal, strach przed utratą i uczucie, że nigdy nie byłam tak bardzo radosna jak przy nim. Emocje, których przez wiele lat nie znałam. Nie czułam nic, a raptem poczułam wszystko. Nauczył mnie tego, że nie muszę zgadzać się na byle co, które dostaję od życia, bo przecież mogę i przede wszystkim zasługuje na więcej. I on mi to więcej podarował. Zupełnie tak, jakbym przez całe życie jadła gorzką czekoladę, chociaż jej przecież nienawidzę, ale tylko ją mam pod ręką i raptem ktoś dałby mi kosteczkę czekolady mlecznej. Przyjemne uczucie, prawda? Zapewne nigdy się o tym nie dowie, ale podarował mi coś więcej niż miłość, przywrócił mnie do życia.

Widziałam gdzieś takie pytanie, krążące zapewne od kilku lat po internecie, a mianowicie “Ile kroków w tył zrobiłaś dla niego?”. Próbowałam policzyć te wszystkie momenty i wyszło mi dokładnie 0. Kiedy byłam z nim, oboje szliśmy do przodu, motywował mnie, wspierał, pomagał działać w kierunku rozwoju. Przez pierwsze kilka miesięcy kiedy odszedł stałam w miejscu. Tak właściwie, nawet nie pamiętam dobrze tego okresu. Czy to był krok w tył? W tym czasie przemyślałam wszystko, co między nami było, przypomniały mi się najlepsze, jak i najgorsze momenty i wtedy zapragnęłam żyć tak, jak żyłam z nim. Krok do przodu. Więc działałam, motywowałam się sama, uczyłam się nowych rzeczy i robiłam wszystko to, co mogłoby mu się spodobać, jednocześnie nie zapominając o własnych potrzebach. Tylko, że tym razem sama, bez niego. I chociaż wiedziałam, że nie zobaczy efektów mojej pracy, starałam się żyć tak, jakby dalej był obecny w moim życiu. Był moim krokiem naprzód. Nauczył mnie chodzić po tym świecie, żebym ja sama mogła nauczyć się biegać. I za to będę mu wdzięczna do końca życia.

loading